1/25/2016

prolog.

Zgrabne palce zakończone dokładnie polakierowanymi na matową czerń paznokciami uderzały szybko w blat stołu, nie skupiając się na konkretnym rytmie. Długa wskazówka zegara klikała uparcie, a ona śledziła jej ruch; kreseczka za kreseczką, cyferka po cyferce. Tylko jej oddech i niekończące się tik-tak brzmiały w grobowej ciszy mieszkania. Ogarniały ją dziwne przeczucia. Druga w nocy wybiła już kilka minut temu, a jego dalej nie było, chociaż obiecał. Znów obiecał i znów miał problem z wywiązaniem się z danego jej słowa. Westchnęła ciężko, wiercąc się niecierpliwie na kuchennym krześle.

2:32.

2:58.

Kwadrans po trzeciej nie wytrzymała i podeszła do okna, kręcąc z niedowierzaniem głową. Sytuacja nie wydawała jej się być na żaden sposób oryginalna – zdążyła już przyzwyczaić się do ciągłych rozczarowań; mimo to każde kolejne wciąż bolało tak samo. Miała stanowczo dość jego następnych zapewnień i źle ustawionych priorytetów. Wiedziała, że już tak nie chce, od dawna cierpiała i czuła, że powinna to zakończyć. Słabość do bruneta i wspomnienia wspólnie spędzonych dni wciąż jednak trzymały ją u jego boku. Mieli za sobą przecież tyle dobrych chwil, tyle razy czuła się przy nim tak niewyobrażalnie szczęśliwa…

Przekręcany w zamku klucz obudził ją z otępienia. Mimowolnie napięła mięśnie i zacisnęła pełne wargi, obserwując, jak drzwi uchylają się. Po chwili ujrzała w nich wysoką, choć lekko zgarbioną i pozbawioną energii postać. Widać było, że jest zmęczony.

Cicho zsunął ze stóp sportowe buty i rzucił na ziemię ciężką torbę. Po krótkim namyśle zaczął kierować się w jej stronę. Nie był zbyt pewny siebie, bo wiedział, że jest niezadowolona. Nie dziwił się zresztą; doskonale pamiętał, że nie tak się umawiali.

Kiedy już znalazł się obok dziewczyny, jedną dłoń ulokował w okolicach jej talii i przyciągnął do siebie, a drugą wplótł w jej długie włosy.

- Nie gniewaj się, nie mogłem wcześniej… - Zaczął przepraszającym tonem, opierając policzek na czubku jej głowy.

- Bo co? – Mówiła bardzo cicho, ledwo dosłyszalnie. Wiedział, że jest smutna - Znów musiałeś obgadać coś super ważnego z jednym ze swoich super przyjaciół?

- Wiesz, że to wszystko nie tak…

- A jak? – Zapytała, zaciskając powieki. Nie chciała znów płakać – No jak?! Przypadkiem ktoś znów nie okazał się ważniejszy ode mnie? - Zaśmiała się dźwięcznie, kiedy odpowiedziała jej tylko głucha cisza. Nie rozumiała, jak znaleźli się w tym punkcie. Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko było tak dobrze…

Wyswobodziła się z objęć mężczyzny i szybko zebrała z krzesła swoją torbę.

– Muszę stąd wyjść – rzuciła po chwili, wsuwając na stopy czarne vansy. Mogłaby przysiąc, że jej serce pękało na kawałki, kiedy przez zamglone łzami oczy widziała go tak bardzo blisko i tak bardzo chciała się w niego wtulić, a później usłyszeć, że wszystko już będzie dobrze...
Pokręciła głową, ganiąc się w myślach za swoją głupotę, i szarpnęła za klamkę. Nie mogła wiecznie zadręczać się i puszczać w niepamięć wszystkie jego winy.


Dopiero gdy w oddali usłyszał niosący się echem po pustym korytarzu dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, dotarło do niego, że ona naprawdę wyszła. Zostawiła go samego w ich wspólnym mieszkaniu, które od tak dawna skrzętnie wypełniali miłością i ciepłem...

Uświadomił sobie też, że już nawet nie próbował jej zatrzymać.





***
milionowe podejście, może tym razem się uda.